niedziela, 10 kwietnia 2011

Do trzech razy sztuka...

Za namową pewnej osoby, wracam do spisania swoich obserwacji, przeżyć i odczuć z Japonii. Tym razem mam nadzieję, że będę bardziej konsekwentna.

Tak się złożyło, że już jestem w Polsce ale dokładnie pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz wylądowałam na lotnisku Narita. Było to 18 maja 2010r.

Sądziłam, że będzie dla mnie wielkim szokiem zobaczenie tych wszystkich "krzaczków" i skośnych oczu (bez obrazy). Ale... chyba sam lot i fakt, że JESTEM W JAPONII sprawił, że dopiero po 2 dniach do mnie dotarło gdzie się znajduję.
 Ale po kolei.

Pierwsze "WOW" wydałam z siebie, kiedy przeszłam do hali przylotów po odebraniu walizek. Przestrzeń i wszechobecna uprzejmość oraz automaty z napojami. I komunikacja. Akurat z lotniska jechaliśmy Skylinerem czyli ekspresem. Niebo a ziemia w porównaniu z pkp made in Poland. Przestrzeń, klimatyzacja i czystość w pociągu. Obsługa uprzejma, schludnie ubrana tylko teee ceny ;) Ale coś za coś.
Wiele osób dziwi się, kiedy pierwszy raz ujrzy krajobraz po wyjeździe z tunelu pod lotniskiem. Niska zabudowa, dom przy domie i dużo zieleni. (Akurat była wiosna). Pamiętam jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam lasy bambusowe. Są śliczne, takie delikatne. Rozkoszując się widokami, po 30 min byliśmy na stacji Nishi Nippori. I tu czar prysł.
Gwaaar, tłum, obłęd. I duchota. I maseczki na twarzach japończyków. I brak słońca przy jednoczesnej duchocie. To zapowiada porę deszczową. Ale wracając do temat.
Z Nishi Nippori, która jest stosunkowo niewielką stacją, bo raptem 3 albo 2 linie się tu zatrzymują, musieliśmy przetransportować się do stacji Ikebukuro. Słynną linią Yamanote.

Fakt: Yamanote Line jest linią JR czyli kolei państwowych. Dokładnie East JR. Swoją trasą zakreśla koło wewnątrz którego znajdują się najdroższe dzielnice oraz pałac cesarski. Yamanote zarzymuje się na najważniejszych stacjach takich jak Shinjuk, Shibuya, Tokyo, Ueno, Akihabara.

Wracając do podróży z lotniska. Wysiedliśmy na stacji Ikebukuro. I pierwszy raz zobaczyłam ten tłum (Nippori to był pikuś). Wszędzie ludzie, sklepy, całe centra handlowe pod ziemią. JR, Metro, Lnie prywatne, Seibu, Tobu. Szok. Co ciekawe, wszystko jest bardzo dobrze oznakowane i opisane po angielsku. Więc jeżeli tylko trzymamy się oznaczeń, to zawsze wyjdziemy tam gdzie chcemy pod warunkiem, że wiemy po której stronie to co chcemy się znajduje:) A z tym bywa różnie.

Z Ikebukuro jechaliśmy już do miejsca docelowego czyli Wako. Stacja Wakoshi czyli Miasto Wako. Shi - miasto. Wako - wojownik. (Taka ciekawostka)
Wako jest stacją końcową lini Metr- Yurakucho i Fukotoshi line oraz pośrednią lini prywatnej Tobu Tojo Line. ( o metrze i komunikacji innym razem)


Po wyjściu z Metra, tych wszystkich przesiadkach, ścisku w pociągach... wyszłam w końcu na powierzchnię. I uderzył mnie zaduch, zapach i spokój. Ze stacji do mieszkania mieliśmy 15 min piechotą. Obserwowałam budynki, wiszące kable od wszystkiego. Tak, w Japonii kable wiszą wszędzie. Psuje to trochę efekt wizualny ale z drugiej strony... nie trzeba kopać aby wymienić kabel. Sprytne i wygodne.
Szliśmy sobie i tak szliśmy. Mijałam dzieci wracające ze szkoły, ok 7 restauracji, z 10 automatów na napoje. Samochody jadące wolno i po lewej stronie. Taka leniwa niedziela w Polsce. A to był piątek, godzina 15. Było fantastycznie. Dotarliśmy na nasze osiedle. Podobne do Polskiego. Tylko, że z parkingami dla rowerów. I zobaczyłam po praz pierwszy mieszkanie o adresie Nishiyamatodanchi 4-4 202, w którym przyszło mi spędzić ponad 6 miesięcy. Ale o tym innym razem.









wtorek, 4 stycznia 2011

Wracam po przerwie...

Znowu w Japonii  i znowu trzeba myśleć po japońsku. Miałam okazję brać udział w japońskim New Years Eve. Japończycy witają Nowy Rok w świątyniach. Jest cicho i magicznie. Mnisi odprawiają modły a ludzie o 12 puszczają baloniki z przywiązanymi życzeniami. Płoną ogniska ze świętym ogniem, w których palone są prośby i modlitwy z całego roku. Japończycy po północy idą do świątyni prosząc o dobry rok. Pomimo tego, że są w miejscach świętych, panuje tam atmosfera fety. Są stragany z jedzeniem i piciem, z głośników płynie nastrojowa muzyka i z godziny na godzinę przybywa ludzi z charakterystycznymi balonikami.
Spędziliśmy ten wieczór w świątyni Zojo-jin, która mieści się blisko Tokio Tower czyli japońskiej wieży Eiflla. Jest w ten wieczór wyjątkowo podświetlona a na 10 min przed północą całkowicie gaśnie.
W świątyni, w której byliśmy można spotkać wielu obcokrajowców... często odwiedzają Japonię w tym czasie aby zobaczyć ten magiczny moment, kiedy nad głowami unoszą się setki balonów.
A teraz kilka faktów.
Japończycy celebrują Nowy Rok bardzo szczególnie. Jest to dla nich święto bardzo rodzinne i zazwyczaj spędzają go w gronie najbliższych. Jest to też moment odpoczynku i przygotowania się do tego dnia. Okres noworoczny zaczyna się 30 grudnia a kończy 3 stycznia. Są to teoretycznie dni wolne od pracy aczkolwiek nie ma tutaj zakazu handlu w dni świąteczne. Domy towarowe przezywają w te dni prawdziwe oblężenie. Chociażby dlatego, że są specjalne promocje noworoczne. A jak wiadomo Japończycy polują na okazję. Prada - ale po przecenie ;)
Japończycy w te dni jedzą też specjalne posiłki. zazwyczaj na zimno gdyż nie powinno się w te dni pracować tzn. gotować i sprzątać ( coś jak szabas)

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Jakie są japonki.

Generalnie kobiety japońskie można podzielić na dwie grupy. Pierwsza to kobiety wyzwolone. Po ukończeniu szkoły średniej, idą na studia. Później starają się robić karierę. To co charakteryzuje te kobiety to pełna manifestacja braku zainteresowania zakładaniem rodziny, dziećmi. W większości przypadków negują tradycyjny styl życia Japończyków, twierdza, że nie mają czasu na dzieci albo, że nie chcą się wiązać.Jednak w japońskiej hierarchii zawodowej kobiety zawsze będą na niższym szczeblu ponieważ nie jest dobrze widziane, kiedy kierownicze stanowiska zajmują kobiety.
Druga grupa kobiet to tradycjonalistki - po ukończeniu nauki wychodzą za mąż, rodzą dzieci i zajmują się domem. Spędzają przedpołudnia w klubach sportowych, na zakupach, w fryzjerów i kosmetyczek. Oczywiście zajmują się ciężko pracującym mężem, który zazwyczaj jest nieobecny w domu, pracuje po 12h na dobę i mieszkanie traktuje jak hotel. I wyjaśnia nam się problem dużej liczby rozwodów i zdrad z winy kobiet ;)
Japońskie kobiety niezależnie od wieku obsesyjnie dbają o swój wygląd. Całe życie są na diecie co skutkuje tym, że w tym kraju nie ma problemu otyłości. Oczywiście sprzyja temu kuchnia japońska bogata w ryby, owoce morza, tofu i ryż. Do tego dochodzi dbałość o skórę. Dla Japonki ideałem pięknej skóry jest jej prawie porcelanowy odcień. Dlatego też stosują kremy z bardzo wysokimi filtrami, osłaniają się przed słońcem za pomocą parasolek, stosują kremy wybielające skórę. I jeszcze jeden ważny element urody Japonki - lśniące, długie włosy. Na ich pielęgnację Japonki wydają fortunę.
Młode Japonki to kobiety o mentalności 14 letniego dziecka. Uwielbiają kolor różowy, gadżety, Hello Kity i również swoim strojem nie dają nam o tym zapomnieć. Są to również dziewczyny, które powiększają sobie oczy za pomocą specjalnych klejów, dostępnych we wszystkich drogeriach. Elementem makijażu tych kobiet to przede wszystkim sztuczne rzęsy, mocno podkreślone oko - zazwyczaj na czarno i mocno zaznaczone różem policzki.
A jak się ubierają Japonki. Te bardziej wyrafinowane podążają za najnowszymi trendami. Ubierają się u znanych projektantów, ktrórych butiki można spotkać wszędzie w Tokio. Powszechny jest również japanes style czyli romantyczna, niewinna dziewczyna. Długie zwiewne sukienki, koronki i buty na wysokim obcasie. Prawie wszystkie Japonki noszą buty na wysokim obcasie. Sporadycznie również można spotkać kobietę ubraną w samą sukienkę na ramiączka czy też odsłonięte nogi. Wiąże się to oczywiście z ochroną przed słońcem.
A i co najważniejsze - każda Japonka chce mieć coś od Louis Vuitton. Nie wiem czemu akurat sobie jego tak upodobały ale wszędzie można spotkać torebki z logiem LV.

No to zaczynamy...

Trafiłam do Japonii. Zupełnym przypadkiem. Nigdy nie spodziewałabym się, że przez jakiś czas będę mieszkać w okolicy Tokio. 
Po okresie fascynacji, kompletnej negacji wszystkiego co japońskie, nadszedł czas na pogodzenie się z własnym losem (nie takim strasznym) i zaczynam poznawać Japonię. 
Każdy, kto trafia do Japonii musi nauczyć się myśleć po japońsku, żyć po japońsku aby kompletnie nie zwariować.
W moim przypadku należało przyzwyczaić się do siedzenia na ziemi, spaniu na futonach i bardzo niskich mieszkań. Tak, tradycyjne mieszkania japońskie są niskie. Mój luby posiadając 187 cm wzrostu dzień w dzień zalicza a to wejście do prysznica, a to futrynę przy przejściu między pokojami. Jest więc nisko. Nisko i minimalistycznie. Minimalna ilość mebli i ogromne szafy z drzwiami przesuwanymi aby gdzieś cały dobytek pochować. 
Trzeba też przyzwyczaić się do japońskiego lata. Gorącego, wilgotnego i ... głośnego. Głośnego z powodu głośnych i doprowadzających do szału cykad. Są wszędzie - głośne i bardzo głośne. 24 godziny na dobę. Potrafią zagłuszyć szum samochodów, rozmowę na ulicy. Ponoć najgłośniejsze wydają dźwięki o częstotliwości 160 dB. Mam nadzieję, że te moje za oknem rozwinęły szczyt swoich możliwości. Obecnie w moim mieszkaniu szum zza okna miesza się z szumem pracującego wentylatora. 
Czy istnieje jakiś magiczny sposób aby w końcu było cicho???